Zatrudnienie w firmach rośnie w tempie rekordowym. Przedsiębiorstwa mają coraz większe trudności ze znalezieniem pracowników. Ci żądają podwyżek. Średnia pensja nadal rośnie więc bardzo szybko W lipcu w sektorze przedsiębiorstw (bez budżetówki, rolnictwa, instytucji finansowych) pracowało 5 mln 160 tys. osób - podał GUS. To o 4,7 proc. więcej niż rok temu. Jeszcze nigdy zatrudnienie nie rosło tak szybko. Potrzeby pracodawców są ogromne, nic dziwnego więc, że na rynku pracy napięcia nie ustępują. Dobrego pracownika zdobyć coraz trudniej. Firma może go wykupić od konkurencji albo zniechęcić do wyjazdu za granicę. Jak? Pieniędzmi, tak aby różnica w pensji tu i na Wyspach przestała rekompensować niedogodności życia z dala od rodziny. Eksperci nie mają już wątpliwości, że obecnie warunki na rynku pracy dyktują pracownicy. Żądają podwyżek i coraz częściej je dostają. W efekcie średnia pensja rośnie cały czas bardzo szybko. W lipcu utrzymało się 9,3-proc. tempo wzrostu z czerwca. Analitycy spodziewali się nieco niższej dynamiki. Nominalnie średnia pensja brutto to niespełna 2894 zł. Ekonomiści z BRE Banku są zdania, że wynagrodzenia będą rosły jeszcze szybciej. Chwilowo żądania płacowe mogą trochę wyhamować, bo Polacy dostali właśnie prezent od rządu - dzięki obniżeniu składki rentowej ich wypłata "na rękę" jest wyższa średnio o kilkadziesiąt złotych. - Sytuacji tej nie zmieni też spodziewane spowolnienie wzrostu gospodarczego czy zmniejszenie dynamiki zysków. Uważamy, że niełatwo będzie przekonać pracowników, że wzrosty wydajności pracy mogą w przyszłości w mniejszym stopniu usprawiedliwiać szybki wzrost płac. Otwarcie rynków pracy przez kolejne państwa UE i uświadomienie pracowników w temacie dysproporcji płacowych pomiędzy Polską i UE będą działać w kierunku utrwalenia wysokich oczekiwań płacowych - piszą analitycy BRE Banku. Z punktu widzenia pracownika te zmiany są na korzyść, bo przeciętny Kowalski może sobie pozwolić na coraz więcej. Szybki wzrost płac jest jednak niepokojący dla Rady Polityki Pieniężnej. Może bowiem rozkręcić wzrost inflacji. Raz, że firmy, dając podwyżki, mają coraz większe koszty i będą musiały je jakoś rekompensować, podnosząc ceny, a dwa, bo mając w kieszeni więcej pieniędzy, chcąc kupować więcej i więcej, godzimy się na podwyżki. Kluczowe znaczenie dla RPP będą miały przyszłotygodniowe dane o produkcji w przemyśle i o wydajności pracy. Dziś wydajność pracy rośnie wolniej niż pensja. Im ta różnica jest większa, tym gorzej dla przyszłej inflacji. - Jednostkowe koszty pracy rosną już trzeci miesiąc z rzędu i będą dalej rosły, wcześniej przez lata głównie spadały. A RPP powinna z wyprzedzeniem reagować na takie zjawiska w gospodarce - mówi Marcin Mrowiec, ekonomista Banku BPH. Rynek spodziewa się, że zwolennicy podwyżek stóp w tym miesiącu zdobędą przewagę w Radzie. - Warto zwrócić uwagę na wypowiedź Jana Czekaja, który przyznał po publikacji danych, że "sygnalizują one utrzymywanie się popytu konsumenckiego na wysokim poziomie, co utrudni stabilizowanie cen" - cytują członka RPP ekonomiści Banku Zachodniego WBK. Ostatnio to m.in. głos Czekaja decydował o wynikach głosowania Rady. Nie należy on bowiem do twardych zwolenników podnoszenia stóp (jak np. dariusz Filar) czy też konsekwentnych przeciwników takiego kroku (m.in. prezes NBP Sławomir Skrzypek). Posiedzenie RPP odbędzie się w ostatnim tygodniu sierpnia.
|